Dym. Powszechna historia palenia
Universitas, 2009
Bywają książki, które polecalibyśmy innym nieomal jako lektury obowiązkowe, bo oryginalne, bo nie sposób ich nie znać… Ale są i takie, o których można by z czystym sumieniem powiedzieć: ot, ładna niekonieczność…I takim właśnie mianem, zupełnie niesłusznie, chciałam opatrzyć książkę, która wydała mi się początkowo jedynie ciekawostką. Wydał ją krakowski edytor– Universitas. Książka, a może raczej księga, bo słusznych rozmiarów tomisko, nosi tytuł Dym. Powszechna historia palenia, to praca zbiorowa, którą przełożyła z angielskiego Jagoda Sochoń-Jasnorzewska. Atutem jest obecność ponad trzystu ilustracji, fotografii i rysunków, które ukazują rozliczne formy i akcesoria związane z paleniem – w różnych epokach i miejscach. Otwieram książkę na chybił trafił i oto przede mną rycina z pisma satyrycznego z połowy 19.wieku. Widać tu Amerykanki, które pojawiły się na ulicach Londynu, budząc nie lada zgorszenie – kroczą sobie te ekscentryczne damy w spodniach i tunikach, ale tuniki przypominają krynoliny, a spodnie wypisz-wymaluj szarawary pięknotek z haremu. A na głowach coś przedziwnego: kapelusisko podobne do sombrera. Jednak to nie strój zwraca uwagę gawiedzi, lecz wystawiona z arogancką ostentacją ręka z cygarem. I znów ilustracja: słodkie bibeloty z początków dwudziestego stulecia: papierośnica z nagą Ledą, popielniczki z różyczkami… I zupełnie inne obrazki: szamani, rytualne palenie w Ameryce. Bajeczny Orient – fajki wodne. A dalej przeszłość niezbyt odległa: słynni aktorzy – wśród nich demoniczna Marlena Dietrich – z papierosem. Na reklamach św. Mikołaj z papierosem i żołnierze w okopach, którym papieros ma dodać odwagi. Patrzmy dalej: czynność palenia na obrazach najsłynniejszych malarzy.
Nawet tak pobieżny przegląd, i to samych tylko ilustracji, zaświadcza, że wykładając dzieje palenia, autorzy mówią, jakie zajmowało ono miejsce i w kulturze wysokiej, i popularnej, jakim mogło być znakiem symbolicznym, treścią religijnego ceremoniału, elementem obyczajowości. Uważniejsza lektura każe nam zrewidować nazbyt pośpiesznie wydaną opinię – to nie jest błaha rzecz, jakiś tam cudaczny rarytasik. Zwłaszcza że dalej znajdziemy rozważania o fizjologii palenia – próbę znalezienia odpowiedzi na niełatwe pytanie: dlaczego palimy? Jakie może być oddziaływanie palenia na mózg, czym jest nałóg, i czy to prawda, że badania genetyczne mogą wskazać ludzi, u których ryzyko uzależnienia od używek jest wyższe. Oczywiście, nie pominięto tu również sprawy budowania świadomości konsumenckiej już w czasach współczesnych – mowa tu będzie o krociowych interesach, o kwiecistych zachętach, by dzięki paleniu koić skołatane nerwy, sięgać po niezawodny zastrzyk energii. Reklamy odwoływały się do próżności, liczyły na snobizm: papieros miał zapewniać młodzieńczy wygląd, co więcej, stwarzać wrażenie kuszącej zmysłowości. Aż trudno uwierzyć, jak długo wolno było z całym cynizmem kolportować tego rodzaju bzdury, skoro jeszcze w latach trzydziestych reklamy głosiły, iż „zdaniem lekarzy, papierosy zmniejszają ilość bakterii w ustach”…
A jak się to wszystko zaczęło? No cóż, to jedna z tych nielicznych historii, która nie mogłaby rozpoczynać się od utartego zwrotu „Już w starożytnej Grecji…” Bo pierwsze wzmianki o paleniu aromatycznych suszonych liści pochodzą z końca piętnastego wieku, z czasów Kolumba. Dla Indian czynność ta stanowiła rytuał wypędzający złe duchy, dym był pokarmem tych ciemnych mocy. Widocznie jednak nawyk palenia szybko się rozpowszechnił w Europie, skoro niespełna sto lat później patriarcha Moskwy skazywał palaczy na rozcięcie nozdrzy, a w Anglii uznano palenie za przyczynę upadku moralnego i nazywano „upojeniem na sucho”. Ale mijały wieki i mimo gróźb i perswazji nałóg miał się coraz lepiej…I jeszcze dzisiaj uczeni bez powodzenia próbują znaleźć wytłumaczenie rozdźwięku między rosnącą wiedzą naukową na temat zagrożeń palenia dla zdrowia a faktem nieprzerwanej konsumpcji papierosów. I mówi się tu o indywidualnej odpowiedzialności, no i nieśmiertelnej kwestii wyboru.
Felieton z dnia 31 VIII 2009